Remont poszycia

Niesamowite…ostatnia notka o Piracie z sierpnia 2011….

Pisałem jeszcze w zeszłym roku, że słabe deski poszycia po obu stronach stępki  były do wymiany. A może i nie pisałem..nie pamiętam…W każdym razie tak właśnie było.

Poza tym przy wodowaniu w zeszłym roku, przy wkładaniu na przyczepkę jeszcze dodatkowo trzasły. Dało się pływać, łódka brała wodę, ale wiedziałem że nie zwoduję jej bez porządnego remontu – czyli wymiany desek.  Już nie będzie lania żywicy w szczelinę deski by ją wzmocnić. Trzeba wyciąć i założyć nowe. No, tak, całkiem spora robota. Tzn. wiedziałem, że wiem jak to zrobić, po remoncie 3 lata temu całej łódki, wiedziałem że da się to zrobić. Pytanie było inne – kiedy  to zdążę zrobić…. Permanentny brak czasu, dziesiątki innych spraw, które narastają nie napawał optymizmem iż w ogóle w tym roku da się ten temat ogarnąć. Ale wiedziałem że jak wytnę stare dechy to nie będzie odwrotu. Często jest to dobra sprawa , takie „palenie mostów”. I tak zrobiłem. Ustaliłem że będą wymienione dwie deski  o długości ok. 1.70 m po obu stronach stępki.

Zaczęło się od rozwiercenia starych, miedzianych nitów i ich wybicia. Żmudna i ciężka robota. Ponad 150 nitów poszło do ścięcia i wybicia. Najpierw kątówką, potem wybijak.

Potem wyczyszczenie krawędzi, szlifierką. I wyszlifowanie całej łódki jeszcze raz jakimś drobnym papierem. W międzyczasie znalazłem w składzie drewna egzotycznego dechę mahoniową, którą od razu zawiozłem do stolarza i zheblował ją do grubości 10 mm i przeciął na dwie węższe deski z których po odrysowaniu starych wyciętych kawałków wyciąłem nowe kształty. Normalnie wyrzynarką. Mijały dni.

Wiedziałem że kolejnego etapu roboty sam nie dam rady zrobić. Dopasowanie desek to jedno ale dwie kumate osoby potrzebne są by dopasowaną deskę nawiercać, łapać śrubami i od wewnątrz kadłuba nakrętkami.  Dlaczego śruby a nie nity. Objechałem i obdzwoniłem x sklepów z nitami itp., i nigdzie nie znalazłem miedzianych/ mosiężnych nitów które mogłyby złapać powierzchnie o łącznej grubości ok. 20mm. Takich długich nitów się nie robi – słyszałem wszędzie. Dlatego też w końcu odpuściłem i kupiłem nierdzewne śrubki o średnicy 3 mm.  Trzymać też będzie. W końcu przyszedł dzień / dwa że miałem spokój czasowy i mój brat też miał czas. Zebraliśmy się i do roboty. Przyłożona deska, złapana gwoździkami, nawiercanie cienkim wiertłem od wewnątrz kadłuba po starych dziurach na wzdłużnikach i potem znowu rozwiercanie otworów na śruby już od zewnątrz. Znowu żmudna i wymagająca precyzji robota. Śrubki od zewnątrz, z łbem schowanym w dechę, od spodu podkładka i nakrętki. I tak 150 razy…. Pasowało wszystko idealnie.

Długą debatę miałem z bratem jak zrobić końce desek – czy na zakładkę ze starą czy na styk – tak po prostu…. Dywagowaliśmy długo. Doszliśmy do wniosku że pasowanie zakładki – precyzyjne ukosowanie starej deski – tej części co została na łódce – będzie praktycznie niemożliwe, a jeśli już to cholerna to będzie robota. A jak precyzyjnie spasujemy na styk, to zakleimy żywicą styki desek, i śladu nie będzie. Tak też zrobiliśmy. Wyszło super. Deski idealnie spasowane, miejsca styku zaklejone i wyszlifowane. Potem oklejenie krawędzie taśmą malarską i zakitowanie szczelin K+D. Bardzo fajne szczeliwo – po raz kolejny to napiszę.

Elastyczne, ale twarde i trudne do wydłubania.  Obawiałem się jednej rzeczy. Kadłub , podczas pierwszego mego remontu mocno zaprawiłem Owatrolem D1. Olejowym. Różne osoby z branży „farbowej” mówiło mi że nic już po tym się nie da zrobić, żadna farba, żaden innej natury lakier. A ja bardzo chciałem zrobić tak, by móc pomalować dno łódki na kolor – najbardziej biały. Żeby to była normalna farba która podziała parę lat, da normalną twardą powłokę łódce i będzie ładnie wyglądać. Większość mówiła że się nie da….W końcu pojechałem do sklepu Centrum Jachtingu.

Zacząłem gadać i usłyszałem że do odtłuszczania drewna pod malowanie tylko aceton. Dużo acetonu. Jeszcze więcej acetonu. Powinno pomóc. Potem podkład Epifanes i na to farba nawierzchniowa. Tak i zrobiłem, wtarłem w sumie w dno łódki ze 2-3 litry tego świństwa. Przeszlifowałem papierem 120 , a potem 240.  I zacząłem malować primerem Epifanes.

Farba przylegała jak guma…. byłem pod wrażeniem takich farb. Pociągnięcie wałkiem i farba aż się klei podłoża. I tak dwa razy. Łódka poschła. Warstwa farby się zrobiła twarda.

Cdn…już jesteśmy krok dalej…za parę dni napiszę 😉

Napisz odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie widoczny. Wymagane pola są zaznaczone *