JachtFilm

Urodziłem się w 1971 roku w Bielsku Podlaskim, gdzie, szybciej można spotkać żubra niż zobaczyć kajak.

Nikt w rodzinie nie wiedział skąd się u mnie wzięło to żeglarstwo. Nawet babcia, która załamywała ręce, gdy mówiłem że jadę na obóz żeglarski czy na rejs, powtarzała „ale jak to jedziesz, przecież u nas w rodzinie nigdy nie było żadnego marynarza”. Że niby wszyscy przyzwoici. Ponieważ w okolicy nie było wody, a w rodzinie marynarza, żeglarstwo wzięło się z książek. Pochłaniałem je w ilościach strasznych. Najchętniej te przygodowe i podróżnicze. O piratach, polarnikach, odkrywcach. To był świat, o którym marzy każdy nastoletni chłopak . Przynajmniej kiedyś tak było.

W końcu jakimś przypadkiem w bibliotece miejskiej trafiłem na książkę „Sam zbuduj łódź” M. Plucińskiego i S. Workerta. Trzymałem ją u siebie ponad dwa lata, przychodząc co miesiąc do wypożyczalni z prośbą o przedłużenie. Bałem się, że jeśli ktoś inny ją wypożyczy to już nie będzie „moja”. Przerysowałem większość konstrukcji z tej książki, a treść znałem prawie na pamięć. Kończyłem szkołę podstawową.

Wiedziałem już, że chcę być konstruktorem jachtów, tylko nie wiedziałem jak się nim zostaje. Napisałem zatem list do jednego z autorów pana Stefana Workerta i zapytałem o radę. Nakleiłem znaczek i poszedłem na pocztę. Mijały tygodnie, o liście zapomniałem.

Po paru tygodniach, a może dłużej przyszła adresowana na moje nazwisko gruba koperta. Był to długi list od Pana Workerta, w którym każde słowo kaligrafowane było napisane jakby drukowanymi literami. Nie wierzyłem, że autor mojej szkutniczej biblii napisał TAKI list do nastoletniego chłopaka. Opisał w nim całe swoje życie. Zarówno to prywatne, gdy wspominał jak chodząc po plaży z patykiem rysował koła pociągu, którym przyjechał razem z mamą nad morze , jak i to zawodowe. List który miał ponad dziesięć stron podsumował, że chyba nie ma szkoły budowania jachtów i trzeba się tego po prostu metodą prób i błędów nauczyć samodzielnie.

Trudno, pomyślałem, nie będę na razie konstruktorem, i poszedłem uczyć się dalej do liceum. W liceum trafiłem do harcerskiej drużyny żeglarskiej dzięki, której wyjechałem na pierwszy obóz żeglarski do Rydzewa nad jez. Niegocin. Zacząłem dość intensywnie żeglować, a moją ulubioną łódką na długo stała się zwykła klasyczna omega.

Przez kilka lat nagrywałem na magnetofon audycje radiowe Marka Siurawskiego nadawane w niedzielne poranki „Kliper 7 mórz”. Kilka godzin później robiłem to samo siedząc przed ekranem telewizora gdy był emitowany program „Z wiatrem i pod wiatr”.

Po zdaniu matury pojechałem do Warszawy w złożyć dokumenty na Wydział Ekonomii na UW. Jadąc kilka godzin pociągiem miałem w głowie inny cel. Równie ważne jak złożenie wniosku na uczelnię było zobaczenie redakcji mojego ulubionego pisma, czyli „Żagli”. Kupowałem je namiętnie od dawna i uważałem, że fajnie byłoby tam pracować. Dlatego zaraz po załatwieniu spraw związanych ze studiami, pojechałem autobusem na Pragę na Aleję Stanów Zjednoczonych. Okazało się, że redakcja Żagli znajduje się w niewielkim mieszkaniu na piętrze wysokiego bloku a zwiększenia etatów na razie nie planują. Mimo to, w kolejnych latach udało mi się opublikować tam kilka artykułów. Wraz z wiekiem i nabywanym doświadczeniem zawodowym uświadamiałem sobie, że coraz we mnie więcej humanisty i ten młodzieńczy pomysł z projektowaniem jachtów nie byłby dla mnie szczęśliwym rozwiązaniem.

W kolejnych latach dużo żeglowałem po Mazurach i morzu. Zawsze lubiłem stalowe jachty i stare projekty. W czasie morskich rejsów żeglowałem na różnych akwenach na pokładzie m.in. Rzeszowiaka, Solarisa, Syrenki, Nitrona, Polonusa, a nawet Zawiszy Czarnego. Z jachtem Polonus związałem się na kilka lat współpracując przy wyprawie Shackleton 2014. Za swoje największe osiągnięcie w tym projekcie uważam zorganizowanie spotkania z wnuczką słynnego podróżnika, panią Aleksandrą Shackleton na pokładzie polskiego jachtu w przeddzień startu wyprawy w Plymouth.

W 2009 roku kupiłem w Niemczech za 100 EUR drewnianą łódkę klasy Pirat, jedną z klasycznych konstrukcji opisywanych w książce „Sam zbuduj łódź”. W 2019 roku, po 30 latach od napisania listu, poznałem osobiście Pana Stefana Workerta, któremu podziękowałem, że mnie trochę „zniechęcił” do bycia konstruktorem jachtów. Piratem żegluję obecnie po kaszubskich jeziorkach. Moim marzeniem jest przepłynięcie nim całego szlaku jezior mazurskich.

W 2009 roku wpadłem na pomysł zorganizowania przeglądu filmów żeglarskich.

Był sobie listopad 2009 roku.  Wszystko zaczęło się od Spotkań z Filmem Górskim w jednym z warszawskich kin. Robione przez Pana Romana Gołędowskiego imprezy przyciągały zawsze sporo ludzi zainteresowanych górami. Pokazywanym filmom towarzyszyły zwykle opowieści i wspomnienia zaproszonych Gości – ludzi związanych z tematyką, często bohaterów filmów bądź autorów.

Okazało się, że można bez większego bólu przesiedzieć prawie cały dzień w kinie i wyjść z niego z zadowoleniem, pogłębioną wiedzą, czy rozbudzonym pragnieniem natychmiastowego spakowania plecaka. Podczas jednego z takich pokazów, kilka lat temu, przyszła mi do głowy myśl, dlaczego nie ma takiej imprezy związanej z żeglarstwem. A gdyby była, to czy są filmy które można by tam pokazać? I jakie? No chyba nie „Piraci z Karaibów”. A są jakieś inne? Myśl, która wtedy zagnieździła się w mojej głowie, została. Nie pozwalała się odepchnąć gdzieś w zakamarki prawej czy lewej półkuli, zasypać popiołem, czy nawet zalać piwem. Zacząłem grzebać w historii…

Potem dowiedziałem się, ze wcześniej już istniał podobny przegląd w Katowicach.

Jachtfilm jest jednym z kilku tego typu festiwali na świecie. Od 2011 roku na Festiwalu Filmów Żeglarskich JachtFilm pokazałem ponad 100 tytułów filmów o tematyce marynistycznej. W programie festiwalu pojawiały się zarówno archiwalne filmy produkcji polskiej, jak i najnowsze z najdalszych krańców świata (z takich krajów jak Nowa Zelandia, Meksyk, Kanada). Gośćmi festiwalu byli znani żeglarze m.in. Joanna Pajkowska, Ruda Krautshneider, Milan Kolacek, Bolesław Kowalski, Andrzej Drapella, Janusz Zbierajewski. Festiwal ma swoje edycje w innych miastach Polski: Gdyni i Szczecinie, w przeszłości także w Katowicach i Rybniku. W 2017 roku festiwal był partnerem największego zlotu żaglowców The Tall Ships Races w Szczecinie, gdzie w ciągu czterech dni pokazaliśmy publiczności ok. 30 filmów o tematyce morskiej. Jako dystrybutor filmowy uczestniczyłem w wielu wydarzeniach podróżniczych i sportowych w całej Polsce ( np. Gdynia Volvo Sailing Days). Wydałem na płytach DVD dwa polskie filmy poświęcone Leonidowi Telidze i kpt. K. O. Borchardtowi. Piszę artykuły do prasy żeglarskiej poświęcone najciekawszym filmom.