Nie spodziewałem się że rozpoczęty na SailForum jesienią 2008 roku wątek pojawi się znowu w grudniowe dni 2011 roku, i to właśnie w takim kontekście…
Trzy lata wcześniej pretekstem do przypomnienia osoby Pana Michała Sumińskiego i odszukania Go była mała książeczka pt. „Rejsy bałtyckie”. Wydana przez wydawnictwo „Prasa wojskowa”, autor Michał Sumiński. Rok wydania – 1950. Znalazłem ją chyba na allegro i kupiłem za jakieś 10 zł. Wtedy też postanowiłem odszukać autora, poprosić o autograf. Pytałem na Sailforum, nie wiedział nikt, tropy prowadziły w różne strony. Potem chyba właśnie w klubie Rejsy, albo w PZŻ podano mi właściwy adres. Znalazłem w grudniu 2010 roku. Aż się zdumiałem, bo okazało się że mieszka w samym sercu Warszawy, i paręnaście metrów od jego okien spacerowałem wielokrotnie… Tak się składało, że lada dzień miał mieć urodziny – 93-cie. Wypadało to w sobotę, kupiłem kwiaty i znalazłem wejście do kamienicy w samym sercu warszawskiego Starego Miasta. Stałem na koszmarnym mrozie, dzwoniłem, dzwoniłem…nikt nie odbierał, a przecież to rocznica urodzin. Niemożliwe, myślałem, żeby nikogo nie było w domu…W końcu pojawił się na podwórku ktoś z psem, wychodząc akurat z tej klatki. Zapytałem… Odpowiedział mi, że skoro po kilku dzwonkach nikt nie otwiera, to żebym raczej przyszedł jutro, bo Pan Michał źle się generalnie czuje…
Przyszedłem w niedzielę, z tymi samymi kwiatami, i z książką. Zaraz po pierwszym dzwonku odezwał się w domofonie głos dojrzałej kobiety, ale nawet nie starszej pani. Przez chwilę myślałem, że się pomyliłem przy dzwonku. Okazało się że nie, i od razu, nawet nie pytając kim jestem zaprosiła mnie na drugie piętro…Wchodziłem trochę drżącymi nogami, schodami starej kamienicy, uchylone drzwi kierowały mnie prosto do ich mieszkania… Wszedłem i oczu mi się zaszkliły… Przed oczami stanął mi program Zwierzyniec, jelenie rogi, wypchane sowy, i wąsaty pan w mundurze leśnika z odwieczną lornetką na piersiach. Tak właśnie miało być i tak było. Wszedłem do pokoju w drewnie, na ścianie w boazerii dziesiątki rogów, głów ptaków i zwierząt. Powitała mnie Pani Ewa Sumińska, uśmiechnięta że przyszedłem, i jakby oczekująca na tę wizytę. Gdy wszedłem do dużego pokoju, zrozumiałem. Na stole stały dzbany bukietów kwiatów od moich poprzedników. Dlatego też zapytała kim jestem. Pewnie oczekiwała kolejnej odpowiedzi – z redakcji takiej, czy ze stacji takiej… Była też bardzo zaskoczona i wzruszona, że jestem po prostu prywatną osobą, żeglarzem (tak powiedziałem), i mam książkę Pana Michała, i że życzenia urodzinowe…i autograf..ot takie tam…
Zaproszony do pokoju usiadłem w fotelu, z książką w ręku , trochę jak uczniak przychodzący na egzamin do znanego profesora. „Mąż je w kuchni, zaraz przyjdzie” – powiedziała. Po chwili przyszedł Pan Michał wspierany ramieniem żony. Usiadł ciężko na fotelu i słabym głosem wypytał mnie kim jestem, jaką książkę przyniosłem… Poprosiłem o autograf, widząc już, że nie będzie to długie spotkanie. Nasza rozmowa trwała kilka minut. Odprowadzany do drzwi przez Panią Ewę Sumińską, z przepraszającym spojrzeniem w Jej oczach usłyszałem „Panu Bogu prawie wszystko się udało, tylko starość mu nie wyszła”…
Nie porozmawialiśmy o Generale Zaruskim, nie opowiedział o pływaniu w pierwszych powojennych polskich rejsach. Nie usłyszałem opowieści o ich wspólnych rejsach bałtyckich, gdy Pan Michał prowadził jeden jacht, a jego żona, Pani Ewa była kapitanem na sąsiednim jachcie. Nie usłyszałem wielu słów, po które przyszedłem. Przyszedłem kilka lat za późno….