Kolejne spotkanie w Korsarzu i po raz kolejny głowa pełna wrażeń i emocji. Tym razem jednak miałem wrażenie po wyjściu z Tawerny że odbył się tam seans spirytystyczny. Podczas tego wieczoru, w przygaszonym świetle tawerny spotkało się trzech nieco starszych panów. Jednemu czas przyprószył głowę siwizną, drugiemu dał czwartą młodość a trzeci od paru lat żegluje tam „…gdzie reje już niebieskie”.
Jednak wczoraj wszyscy spotkali się razem w Tawernie na warszawskiej Woli i raczyli zebrane grono opowieściami o wydarzeniach sprzed ponad 30 lat. Rozpoczął ten nieobecny, a na spotkanie z którym wszyscy wczoraj przyszli.
Kapitan Kazimierz „Kuba” Jaworski, siedział naprzeciwko nas w głębokim fotelu, obok gorejącego kominka. Ubrany w grubą kraciastą koszulę palił jednego mocnego za drugim (chyba tam do niego jeszcze zakaz palenia nie dotarł) i marszcząc brwi opowiadał o rejsie Spanielem do Polski w grudniu 80 roku. Mówił o awarii okucia sztagu na Atlantyku, jakieś tysiąc mil od Azorów, a my zastanawialiśmy się razem z nim co jest gorsze – złamanie 4-metrowego topowego odcinka masztu, czy zwalenie się całego masztu. Potem słyszeliśmy Jego wywoływanie „Gdynia Radio, Gdynia Radio, jacht Spaniel woła, jacht Spaniel woła…”, umawianie spotkania z polskim statkiem Powstaniec Wielkopolski, o ucieczce przed sztormem na awaryjnym ożaglowaniu. Chwilę potem widzieliśmy Go siedzącego siedem pięter nad pokładem jachtu i zakładającego metalową obejmę na pęknięty maszt. Mówił jak mu cholernie zdrętwiał tyłek po 6 godzinach takiego wiszenia w ławeczce bosmańskiej.
Pokazywał nam zdjęcia Spaniela leżącego trzy doby na mieliźnie pod Den Helder, opowiadał o śnieżycach na Północnym pod koniec listopada… „A potem – mówi Kuba – jak wpływaliśmy na początku grudnia do Szczecina, na kei przywitała nas komisja inwentaryzacyjna, ponieważ w międzyczasie postanowiono, że jacht będzie sprzedany i trzeba zrobić inwentaryzację…” I cały czas palił papierosy, a my zasłuchani kompletnie nie zwracaliśmy mu uwagi…
To była opowieść o tym, jak ktoś niweczy plany i marzenia. Jak wielkie starania spalają się w jednej chwili, a zostaje tylko gorzki żal, że było można naprawdę wypromować polski przemysł jachtowy, a jednocześnie przytrzeć nosa Tabarly’emu, czy Colasowi. Ogień w kominku się dopalił, Kuba skończył opowiadać, film się skończył, zgasł ekran.
Dopiero wtedy zaczęła się gawęda dwóch pozostałych gości, uczestników tamtego rejsu, towarzyszy Kuby i załogantów Spaniela. Nikt pewnie nie dawał wiary wcześniejszym zapowiedziom Janusza Zbierajewskiego pt. „ja to jestem gaduła, ale Radomiński jest jeszcze większy”.
Nie dawał dopóki A. Radomiński nie wziął mikrofonu do ręki. Andrzej Radomiński, reżyser filmowy, twórca filmów o tematyce podróżniczej i przyrodniczej, żeglarz, uczestnik wielu rejsów, m.in. na Darze Młodzieży dookoła świata. Autor książek „W poszukiwaniu Conrada” i „Okrakiem przez Atlantyk”, gaduła. Wczoraj opowiadał o nowatorskich rozwiązaniach konstrukcyjnych jakie Kuba Jaworski zastosował w Spanielu, o połamanych na jachcie żebrach, o tym jak go pięknooka pielęgniarka leczyła we francuskim szpitalu zabierając papierosy… Byłem pod wrażeniem niesamowitej pamięci o tamtych zdarzeniach, szczegóły wszelkich wydarzeń przytaczał tak jakby działy się wczoraj, kilkukrotnie korygował wersję Zbieraja i mówił „nie, to było inaczej”.
Wspaniała opowieść, której towarzyszyły salwy śmiechu na sali, przeplatana również wątkami mniej kolorowymi. Spaniel II we mgle leży na mieliźnie pod Holandią, załoga z bolszewickiego kraju nie ma wiz do Holandii, w Den Helder konferencja generałów NATO, związana z tym co się zaczyna dziać w Europie Wschodniej. Andrzej „internowany” w domu szefa policji z Den Helder ogląda cygara natowskich okrętów podwodnych gotowych do wyjścia na Bałtyk, sugestie „czy na pewno chcecie dalej płynąć do Polski”. Mroczne czasy w opowieściach wspaniałych żeglarzy. Andrzejowi wtórował w opowieściach niezrównany Zbieraj, panowie wręcz wyrywali sobie mikrofon z ręki dogadując, przypominając, wspominając. Janusz opowiadał w jakich warunkach oraz jak doszło do wejścia na mieliznę, o rozprawach Izby Morskiej, o odwołaniu Kuby od wyroku, itp, itd… Dużo tego było i było to cholernie ciekawe spotkanie. Porządnie opowiedziany kawałek historii polskiego żeglarstwa.
Dziękujemy Wam, Kapitanowie.