Zrobiło się ciepło. Można było wrócić do pracy przy łódce. Dno było oszlifowane. Czekało je szpachlowanie, a potem malowanie itp..ale o tym będzie później. Opisana w tym poście praca zajęła mi cały maj 2018.
Odwróciłem łódkę, wiedząc jak straszny widok mnie czeka. Pokład był miejscami przegniły, sklejka rozwarstwiona, część zrębnicy kokpitu całkiem zbutwiała. Wiadomo było co robić. Zerwać to wszystko do gołego szkieletu. Tam się okaże co dalej.
Wszystkie elementy konstrukcyjne oraz burty jachtu zostały przesączone maksymalnie jak się dało rozcieńczonym podkładem epoksydowym do drewna Epinox Wood Primer 12. Drewno „piło” jak szalone. Szczególnie te elementy które były już „spracowane” bardzo dobrze przyjmowały ten epoksyd. Malowałem to pędzlem, mokre na mokre, dopóki piło. Jak już drewno przestawało pić epoksyd, na powierzchni robił się „film”, czyli zostawała już warstwa na wierzchu. Oznaczało to że już jest nasączone i więcej nie przyjmie. Epoksyd miał za zadanie wniknąć w drewno, wypełnić wszystkie pory i je uszczelnić i zabezpieczyć przed przyjmowaniem wody i wilgoci.
Potem zaczęło się sztukowanie i wymiana. Wszelkich pokładników, wzmocnień pokładu, listew.
Czasem dla oddechu i zmiany klimatu naprawiałem gretingi. Wydawało się dzięki temu że to już prawie koniec i zaraz na wodę 😉