Zadzwonił w grudniowy poniedziałek 2013 roku, przed ósmą rano. Byłem zły, a ręka po omacku szukała telefonu. Tu Piotr, mam numer od Marka, usłyszałem. Pan ma doświadczenie w reklamie. Robię wyprawę żeglarską i chcę to nagłośnić. Porozmawiamy jutro u mnie w Poznaniu? To brzmiało bardziej jak decyzja, a nie pytanie. Czułem się jak szeregowiec, któremu oficer wydaje rozkaz. Kto to jest? Żeglarstwo i media mnie pasjonują, ale..no właśnie…
Okazało się, że Piotr ma dużą firmę, jest deweloperem. Ma wielkie poczucie odpowiedzialności za firmę i ludzi. Lubi stawiać wyzwania i przekraczać granice. Lider, stanowczy i wymagający. Ma też jacht i organizuje ambitne wyprawy. Na jednym z rejsów poznał historię Ernesta Shackletona, polarnika, który w 1914 roku chciał przejść Antarktydę. Stał się bohaterem, gdy po utracie okrętu uratował marynarzy, przez ponad rok wędrując przez lodowy kontynent.
Ta historia poruszyła Piotra. By oddać hołd bohaterowi, wymyślił rejs jego śladami. Moim zadaniem było to nagłośnić. Fajny temat, ale czułem że nie będzie lekko. Zacząłem działać. Artykuły, spotkania, wywiady, media. Mozolna praca przyniosła efekty. Zdobyłem patronat TVN i National Geographic. Po roku o wyprawie „Shackleton 2014” wiedział każdy, kto interesuje się żeglarstwem.
I wtedy znalazłem informację, że w Plymouth w Anglii odbędzie się gala w 100-lecie wyprawy. Będą spotkania, wykłady, rauty, i symboliczne wypłynięcie żaglowca. Honorowym gościem będzie Alexandra Shackleton, wnuczka podróżnika. Chciałem, żeby jacht był zauważony. Spotkanie z Alexandrą, jacht „Polonus” żegnany przez Brytyjczyków w asyście armatniej salwy. Widziałem to oczyma wyobraźni i nie wiedziałem jak to zrobić. Nie znałem ludzi, nie byłem w Anglii.
Nie wiedząc w co się pakuję, wspomniałem Piotrowi o tej gali. „Zrób, żebym tam był”, usłyszałem. I wtedy ugięły się pode mną nogi…
Napisałem maila, potem kolejne… zaczęły się nerwy. Minęły tygodnie gdy przyszła odpowiedź, że chętnie zobaczą polski jacht w Plymouth. Zdobyłem telefon do Alexandry. Przeżywałem euforię, gdy przyszło zaproszenie i załamanie, gdy zobaczyłem druk wpłaty kilkuset funtów za uczestnictwo. Wszystko na mojej głowie, pomysł i realizacja. Musiałem to dopiąć. Uświadomiłem sobie, że na odległość jest to niemożliwe. Nie planowałem tego wyjazdu, ale czułem, że muszę być na miejscu. Poleciałem do Anglii.
Uroczysta gala upamiętniająca Shackletona odbywała się w 150-letnim wiktoriańskim hotelu. Kunsztowne stoły, dzieła sztuki, dywany. Kilkuset gości. Smokingi, suknie, szampan. Wśród nich my i Piotr, który wkrótce ruszy śladami ich bohatera . Ubrany w najlepszy strój, ale to wciąż tylko sandały i koszulka. Byliśmy jak z innego świata, ale wszyscy o nas wiedzieli, a wystąpienie Piotra było w programie.
Mówił im o Shackletonie, rejsie, odwadze. Śmiali się z jego żartów a wystąpienie nagrodzili brawami. Na jego twarzy było szczęście. A ja… wtedy nieco stałem z boku i czułem się spełniony. Wtedy uwierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Z wizytą na jachcie pojawiła się też Alexandra, a „Polonus” wypływał w rejs w dymie z armatniej salwy. Było tak, jak kiedyś zapowiadałem Piotrowi.
Po tym nabrał absolutnego zaufania do mojej pracy. Zachwalał, polecał innym. Dla mnie był to najważniejszy projekt w życiu. Przekonałem się, że intuicja mnie nie zawodzi, mam wizję i talent, że potrafię sporo… A Piotr… zadzwonił niedawno. Znalazł jeden artykułów o tym rejsie. Stary chłop, znowu się wzruszył. „To była piękna przygoda, Andrzej…” usłyszałem.