„Bo najważniejsze w odpowiedniej być załodze”.

Pierwszy pokaz filmu o tematyce żeglarskiej zrobiłem ponad dziesięć lat temu w Tawernie Korsarz w Warszawie. Miałem wtedy już w ręku dokumentalny film o Kazimierzu ‘Kubie” Jaworskim „Gorycz zwycięstwa”. Film o powrocie przez zimowy Atlantyk do Polski jachtu Spaniel z załogą po regatach Ostar w 1980 roku. Ale także o życiowych trudnych wyborach. Film taki jak tytuł „słodko – gorzki”, nikogo nie zostawia obojętnym…

Jednym z bohaterów jest Janusz Zbierajewski, dobry duch wielu okołojachtfilmowych działań. Janusz był w tej załodze Spaniela. Umówiliśmy się, że po projekcji podzieli się swoimi wspomnieniami. Można go słuchać godzinami.

Tydzień przed pokazem zapytał, czy chcę zaprosić też autora filmu ? Mina mi zrzedła, bo chyba nawet nie zwróciłem uwagi na nazwisko reżysera… ale ok. W sumie by wypadało, ale nawet nie wiek kto zacz….

-A Ty go znasz, zapytałem ?
-No pewnie.
-A gdzie mieszka ?
-Gdzieś w lesie, koło Zalewu Zegrzyńskiego, niedaleko Warszawy. Mogę dać Ci telefon do niego. Tylko pamiętaj , Radomiński jest większym gadułą ode mnie.
-W to Janusz nie uwierzę, nie ma większych od Ciebie… wypaliłem trochę bezwiednie…

O naiwności moja święta…

Zadzwoniłem do Andrzeja Radomińskiego i umówiłem na sobotę ok. godziny 14. Długo kręciłem się po leśnych drogach koło Zegrza zanim znalazłem schowany miedzy drzewami dom.

Przestąpiłem próg, i tak się zaczął jeden z bardziej pamiętnych wieczorów w moim życiu.

Zobaczyłem wnętrze z mnóstwem pamiątek zbieranych przez
kogoś, kto jakby całe życie był w podróży. Na ścianach szable i mnóstwo zdjęć. Pagaje, koło ratunkowe z jakiegoś jachtu, mnóstwo elementów żeglarskiego wyposażenia. Pomyślałem, że podobnie mógł wyglądać dom Tony Halika. W końcu usiedliśmy przy szerokim stole. Gdzieś z tyłu brzęczało radio.

„Zjedzmy coś najpierw. Zrobiłem obiad, wystarczy dla dwóch.”
Potem zaczęliśmy rozmawiać.

„A wiesz że jak złamałem żebro na Spanielu, to we francuskim porcie wynosili mnie na noszach z jachtu 10 metrów do góry, takie były pływy”

Kawa.

„Kuba był najlepszym żeglarzem tamtych czasów na świecie. Moim zdaniem lepszy od Erica Tabarly. Wiesz, poza tym był świadkiem na mojej sprawie rozwodowej.”

Papieros, druga kawa.

„Chodź pokażę Ci coś ciekawego z Ziemi Ognistej”.
I tak dalej, i tak dalej…

Nie znałem wcześniej nikogo takiego. Z olbrzymią wiedzą żeglarską, filmową, chętnego do siedzenia przy stole i gadania.

Nadszedł późny wieczór, a Andrzej nawet nie ziewał.
„Chodź stary, zrobimy kolację”

Można by powiedzieć, że rozmawialiśmy razem. To znaczy starałem się mu dorównać, może nie własnymi żeglarskimi przeżyciami, ale wiele historii, nazwisk, jachtów znałem z książek i Żagli. Miałem styczność z kimś, kto tworzy historię polskiego żeglarstwa. Autor filmów, kilku książek, członek Bractwa Wybrzeża. On też czuł, że jest fajnie. Miał słuchacza i rozmówcę.

Zrobiła się konkretna noc.

Nawet nie wiedziałem czy wypada coś powiedzieć, a może on sam już chce pójść spać ? Może w tym zasłoniętym drzewami domu chodzi się spać z kurami? A może powinienem słuchać dopóki sam nie powie, że na dziś już koniec ?

W pewnym momencie w I programie Polskiego Radia, które leciało w tle na starym Radmorze usłyszeliśmy zapowiedź nadawanej o 2 w nocy prognozy pogody dla rybaków. Cały wieczór rozmawiamy o żeglarstwie, a na koniec takie coś. Dla rybaków, dla żeglarzy, dla nas…

Usłyszeliśmy znany z bałtyckich rejsów monotonny tekst: „Orientacyjna prognoza pogody na Bałtyk Południowy i Południowo – Wschodni. Bałtyk Południowy. Wiatr zmienny z przewagą północno-zachodniego skręcający na południowy…..”

Ile to razy na wrześniowych bałtyckich rejsach, każdy z nas przytulony do głośnika jachtowego radia próbował się wsłuchać w podawane komunikaty. Andrzej na pewno o wiele więcej ode mnie. Aż nam się coś w środku zrobiło.

Dopiero wtedy pojechałem.

————-
Od tamtego spotkania minęło sporo lat. Widujemy się kilka razy w roku, rozmawiamy znacznie częściej. Dom Andrzeja jest często miejscem jachtfilmowych narad. Umawiamy się wtedy w trójkę, także z Januszem Zbierajewskim. Gadamy, gadamy, gadamy.

A pokaz w Korsarzu pamiętam do dziś. Okazało się, że na dole sali zespół miał próbę muzyczną, i trochę przeszkadzał, a na górze zebrała się całkiem spora grupka chętnych kinomanów. Każdy kto wchodził wrzucał do czapki po 5 zł na opłaty do ZAIKSU. Był klimat, opowieści Zbieraja i Andrzeja.

Niedługo znowu się razem spotkamy w Kinie Luna. Wciąż mają mnóstwo wspaniałych opowieści w zanadrzu…Janusz jest gadułą, Andrzej jeszcze większym, to prawda. Na szczęście po tylu latach już mam na niego sposoby 😉

ps. na zdjęciu, przed domem Andrzeja Radomińskiego jest także kapitan Jerzy Knabe, założyciel Yacht Klubu Polski w Londynie.

Napisz odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie widoczny. Wymagane pola są zaznaczone *