Niewiele osób wie, że Albert Einstein kochał żeglarstwo.
Przez wiele lat swego życia pływał na swojej ulubionej 17- stopowej (ok. 5,2 m) żaglówce „Tinef”, później, na 50-te urodziny, dostał w prezencie nieco większą, 23-stopową, o nazwie „Tummler”.
Nigdy nie robił dłuższych żeglarskich wypraw, nie ścigał się też w regatach. Jak piszą jego biografowie: „wybierał się na żagle, żeby pomyśleć. Lubił samotność, której wtedy doświadczał i spokój. Rozmyślał wtedy i robił notatki o wszechświecie”.
Żeglując w okolicach Nowego Jorku i New Jersey podobno często gubił się na wodzie. Zdarzały mu się wywrotki, wchodził jachtem na mielizny, miewał także sytuacje kolizyjne z innymi jednostkami. Często trzeba go było ratować z żeglarskich tarapatów. Bardzo rzadko zakładał kamizelkę żeglarską, a co gorsza nie umiał pływać. Jedna z amerykańskich gazet pisała w 1939 roku o nim: „Na pewno geniusz, ale czy na pewno żeglarz” ?
Jego lekarz, powiedział mu pewnego razu, że palenie papierosów i żeglowanie nie są dobre na jego serce. Einstein, w trakcie swego życia nie rzucił jednak ani jednego, ani drugiego.
Gdy skończył 50 lat, miasto Berlin (Einstein urodził się w Niemczech) uhonorowało genialnego fizyka fundując mu dom nad jeziorem, gdzie mógł zamieszkać i odpoczywać. O tym miejscu pisał potem Einsten do swej siostry: „To jest raj, żaglówka, rozległy widok, miejsce do samotnych spacerów i cisza”.