Wiele osób z żeglarskiego świata i środowiska pisze dziś swoje wspomnienia związane kpt. Jerzym Wąsowiczem. Dziś bowiem dowiedzieliśmy się o Jego śmierci.
Nie potrafię napisać o nim dużo. Od dawna znałem nazwisko, postać. Przez długi czas nie miałem okazji poznać kpt. Wąsowicza osobiście. Wiedziałem że opłynął świat, wiele lat był w podróży. Zawsze postrzegałem go jak kogoś trochę pokroju Ludomira Mączki, trochę Jerzego Radomskiego.
W gdańskiej marinie jego klasyczny jacht / mały żaglowiec Antica zawsze wzbudzał więcej emocji niż wszystkie inne jednostki razem wzięte.
To było chyba jesienią 2023r. Spotkałem się w okolicy Mariny z reżyserem Michałem Dąbrowskim. Po chwili spaceru Michał spostrzegł że na Antice jest Jerzy Wąsowicz, i zaproponował żebyśmy poszli na jacht. „Do Jurka zawsze można wpaść na łódkę”, powiedział.
Jurek zaprosił nas do środka, do przytulnego i ciepłego wnętrza, bo na zewnątrz było znacznie mniej przytulnie. Kawa, herbata….i tak zeszła nam z godzina na wspólnych rozmowach, a ja się głównie wsłuchiwałem w gawędy i wspomnienia dwóch swoich dobrych znajomych.
Gdy się żegnaliśmy, dał mi w prezencie swoją książkę, po dwuletniej podróży wokół Ameryki Południowej. Gdy poprosiłem o dedykację, albo choć autograf, powiedział z uśmiechem „Przeczytaj książkę, przyjdź, a wtedy napiszę Ci dedykację”.
Książkę przeczytałem jakoś po miesiącu, po dedykację przyjść nie zdążyłem…
- Miejsce na dedykację
- ja tylko zaszedłem do portu.