Do góry dnem

10.04 (piątek)

Kilka dni nie pisałem bo stwierdziłem, że to bez sensu, co będzie parę zdań, że dalej szlifuję pokład, zrębnice kokpitu, itp. Nuda, panie, nuda… Ale wreszcie wczoraj skończyłem pokład. Myślę że i tak przed lakierowaniem trzeba będzie jeszcze go raz zeszlifować jakimś papierem drobniejszym typu  100, ale na razie całość jest czyściutka, gładziutka i naprawdę nieźle wygląda. Przyjechał mój brat Piotrek, i odwróciliśmy łódeczkę  do góry kołami.  Niech  sobie odpoczywa teraz w tej pozycji a ja jej zacznę obrabiać tyłeczek  ;-))  Może ładnie brzmi, ale gorzej się robi. Jak dziś zacząłem to znowu  stwierdziłem że nie będzie lekko. Zacząłem szlifować od dziobu, nie powiem ładnie łódeczka wygląda, ale jak zrobić żeby jeszcze pływała. Ponieważ  najbardziej bałem się jak wygląda stępka od dołu – tak naprawdę do tej pory jeszcze nie było okazji tak jej oglądać – to się mogłem przyjrzeć. Hm…  poza skrzynką mieczową wygląda nieźle. Drewno dębowe jasne i twarde. W okolicach skrzynki mieczowej tak sobie…widać ciemniejsze plamy i chyba  trochę z wierzchu spróchniałe…na razie piszę że z wierzchu..;-))) W każdym razie po obu stronach szczeliny miecza widać wkręty !!! Czyżby skrzynka mieczowa była przykręcona tak całkiem od zewnątrz, a wkręty zalepione jakimś „gipsem” , czy lakierem ?

W każdym razie Piotrek zabrał się fachowo za ruszenie tych wkrętów. No bo i tak skrzynkę trzeba będzie wymontowywać, czyli wkręty i tak trzeba  będzie ruszyć. Ruszyły się, i dało się odkręcić je wszystkie.  Poza tym zeszlifowałem na razie farbę (papier 60) z połowy dna, jutro wezmę się za lakier (papier 80), dziś już nie dałem rady…


Jak my wymontujemy tą skrzynkę …. Niestety nadchodzą mnie pierwsze chwile zwątpienia – po co mi to… przecież na zewnątrz taka wiosna, można  rowerkować sobie nad Wisłą, iść gdzieś na spacer…a ja tu znowu wdycham szlifowany lakier (chociaż dziś zrobiłem 3 m rurę do odkurzacza  podłączoną do szlifierki i jest znacznie lepiej robić).

Jak tak sobie spojrzę z boku na to wszystko to znowu przychodzi myśl „na co Ci to chłopie, lepiej byś się ożenił” ;). Trochę mnie przeraża że to tyle   roboty…żeby była zima, kiedy i tak prawie nic nie robiłem ciekawego to spoko, bym sobie przyjeżdżał i szlifował, a teraz mam wrażenie, że na lato i tak  nie zdążę…. Z jednej strony chcę pływać tą łódeczką jeszcze tego lata (choćby tydzień), z drugiej strony chcę ją zrobić naprawdę dobrze, a nie na jeden  sezon. Dobra, nie ma co narzekać, tylko robić. Jak sobie czasem robię oddech od roboty, to stojąc koło łódki, patrzę na to wszystko i wtedy zaczynają    mi przychodzić właśnie takie myśli. Odganiam je wtedy szybko mówiąc sobie „od patrzenia nic się nie zrobi – do roboty”. Tak, nie ma co samemu myśleć, jak już wszystko oszlifuję to się umówię znów z Panem Tomkiem i obgadamy dalszy plan działania. Ja tu sam wiele nie wymyślę, za to sam mogę robić. Niesamowite, niby tylko tyle dotąd zrobiłem, ale mam wrażenie że już kompletnie inaczej patrzę na drewniane łódki. Jak sobie dziś   obejrzałem ponownie zdjęcia piratów które oglądałem w międzyczasie przysyłane do sprzedania, to widzę dużo…dużo więcej, widzę inne rzeczy ;-))))  Nieźle, to mi się bardzo podoba, jest to coś nowego czego się uczę.

16.04 (czwartek)
Zabrałem się znowu za szlifowanie. Zamówiłem na allegro papier (od jakiegoś sprzedawcy z Torunia). Przede wszystkim miałem dość tego co kupowałem w sklepach budowlanych, bo on wystarczał naprawdę na niedługo. Fakt, lakier jest bardzo twardy, mahoniowe deski poszycia też widać że mocno wchłonęły lakier i trzeba było nieźle czasem naciskać szlifierkę żeby zedrzeć do żywego…ale miałem wrażenie, że czasem jeden krążek robił się  „tępy” po 20 minutach pracy… Dlatego szukałem w necie przede wszystkim tańszego papieru (żeby częściej móc zmieniać) i znalazłem. Krążek po 45 groszy, zamówiłem 50 sztuk o gramaturze 60 i tyle samo 80. Fiński papier – to mnie też jakoś przekonywało. No i duuużo tańszy niż w sklepach.  Nawet jak się będzie szybko ścierał to nie szkoda i mam go dużo.. Pierwsze szlify i naprawdę byłem mile zaskoczony. Miałem wrażenie że jest gęstszy i  twardszy. Szło szybciej i fajniej. Nawet nie spodziewałem się ile frajdy może znowu dawać szlifowanie…do momentu kiedy poczułem że szlifierka nie  trzyma wysokich obrotów….;-(((  coś się zaczęło dziać z maszynką…parę razy ją wyłączyłem, i na nowo próbowałem jechać…ale zaczęła zwalniać nawet  bez przyciskania, a podwłasnym ciężarem… no i czułem że to koniec, jak poszedł jakiś swąd…. Wyłączyłem, wkurwiłem, przebrałem i pojechałem do  sklepu. Oddałem do naprawy i niestety muszę poczekać bo 2 tygodnie jest na rozpatrzenie gwarancji…Robota stanęła…Mimo tego że oprócz szlifowania jest kupa innej roboty to jakoś zeszła ze mnie chwilowo para… To i inne ważne rodzinne sprawy kompletnie rozwaliły mój tryb i rygor  pracy przy łódce. Muszę się niedługo zebrać i wrócić na ten tryb, czułem się w nim dobrze. Co prawda życie towarzyskie moje stanęło na wymarciu, ale tym się na razie nie przejmuję ;)))

Napisz odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie widoczny. Wymagane pola są zaznaczone *