Pirat już dawno położył się kołami do góry, jednak dopiero teraz miałem chwilę by zabrać się za tę notkę i o tym napisać.
Ostatnie pływanie odbyło się 1. listopada. Całkiem fajna pogoda była, wiała 1B, równa, spokojna, czasem słabiej. Pojechałem sam nad Zegrze i pierwszy raz pływałem sam na łódce. Było fajnie.
Parę halsów na jeziorze, ciepło nie było na pewno. Potem miałem wielką frajdę z kręcenia się Piracikiem po pustym prawie porcie. To mi dawało najwięcej frajdy, Zwrot za zwrotem, przesiadanie się, łapanie szkwalików, przechylanie łódki siedząc na zawietrznej dla łapania wysokości, dla „podciągania”, podchodzenie i odchodzenie od kei. Taka zabawa z łódką zawsze dawała mi sporo frajdy. Wyczuwa się ją wtedy bardziej niż w długich halsach, widać jak jest zwrotna, lepiej się poznaje. Bardzo fajny to był wypad.
Jeszcze kilka dni wcześniej przyjechał nad Zegrze mój przyjaciel Zbyszek z małym Robertem zwanym Bigosem. Zimno było, nie wiało, ale dzięki temu zrobiliśmy mały wypad na wiosłach na jezioro. Bigos pierwszy raz na łódce 😉
A tydzień później przyszła już paskudna jesień, parę dni i nocy z mrozem, szkoda mi było żeby drewniaczek stał w takiej pogodzie. Poza tym warto aby była w miarę sucha jak się ją położy do spania.
Ostatnie łódki wychodzą na brzeg…
Ostatnie halsy 1 listopada.
Wyciągnęliśmy i my wraz z Leszkiem, łodka pojechała do mojego przyjaciela na podwórko. Folia ogrodowa na ziemię, oponki, łódka dem do góry. Najpierw wyszorowałem płynem z ciepłą wodą dno. Okazało się że po 2 m-cach stania na Zegrzu na dnie było sporo brzydkiego szlamu. Sporo się narobiłem by go wytrzeć.
Dno znowu zaczęło błyszczeć. Linia szlamu pokazała wyraźnie linię wodną Pirata (oczywiście bez obciążenia, na spokojnej wodzie). Z rurem plastikowych jakie dostałem od Tomka Skawińskiego ( „bierz, ja ich nie będę już potrzebował”), zrobiłem dość solidne rusztowanie. Chodziło o to żeby plandeka nie leżała na kadłubie, ale żeby był tam dość swobodny przepływ powietrza. Rusztowanie zrobiłem, może nie najpiękniejsze, ale solidne. Przy okazji obejrzałem „uszkodzenia” dna, czyli jak to po sezonie wygląda. Generalnie bardzo ok, chociaż były takie miejsca na łaczeniu desek poszycia, gdzie widziałem drobne szczeliny – tak jakby klej którym uszczelniałem kadłub w pewnych miejscach nie złapał krawędzi deski, albo się wytarł? Pewnie tymi właśnie miejscami szła woda, zanim deski nie napęczniały solidnie. Wydaje mi się że na wiosnę trzeba będzie na nowo uszczelnić wszystkie szczeliny raz jeszcze, potem delikatnie zeszlifować naddatki i całość kadłuba pomalować D2. Zresztą malowanie i tak mam w planach. Chciałbym kadłub pomalować przynajmniej 5-6 razy jeszcze. Poza tym lista tematów jakie powstały podczas pływania do zrobienia przed następnym sezonem:
-wymienić fał foka, tzn na starym zaszplajsować końcówkę i wymienić zamiast tego miękkiego który był
-wymienić śrubę na jarzmie steru która trzymała rumpel – niestety nie była z nierdzewki i to było widać ;))
-zamontować knagę od fału płetwy sterowej w innym miejscu na rumplu żeby nie rysowała achterdeku,
-wymienić fał płetwy sterowej,
-zrobić porządniejszy fał miecza,
-namalować nazwę łódki na burcie
-zamontować wszystkie liny które miałem w komplecie, a które z powodu krótkiego dość sezonu nie były używane (np. obciągacz bomu, )
-..no i uszczelnić skrzynię mieczową w miejscu gdzie sworzeń na którym wisi miecz wchodzi w laminatowy kołnierz skrzyni…