Poszukiwania

Ten dział będzie trochę historyczny, bo dopiero teraz zaczynam pisać o rzeczach jakie się działy od sierpnia 2008..i tak aż do dzisiaj. Może niektórzy z Was pamiętają jak jakiś czas temu (sierpień 2008) rozpytywałem o łódkę typu Pirat.

http://sailforum.pl/viewtopic.php?t=5997

Pytałem, kto pływał, kto miał doświadczenia, i co o niej sądzić. A pytanie moje wzięło się z nieodpartego pragnienia (co pewnie wielu z nas / was ma lub miewa) posiadania w końcu własnej łódeczki. Choćby najmniejszej, niekoniecznie najładniejszej, ale własnej. Ja wiele lat do tego dojrzewałem. Są to myśli, które siedzą w człowieku, drążą go w każdej możliwej sytuacji, powodują, że każda wizyta nad wodą i oglądanie zacumowanych pływadełek powoduje motylki w brzuchu…(tak określają kobiety ten stan, w którym przestają racjonalnie myśleć ;)))). To ja też chyba tak miałem, od zawsze.
Odkąd zacząłem jeszcze nawet nie pływać, ale przeglądać książki typu „Piętnastoletni kapitan”.

W sierpniu 2008 przeglądając www.mazury.info.pl zobaczyłem ogłoszenie o sprzedaży Pirata. Za relatywnie niewielkie pieniądze (ok 2 000 zł) , na zdjęciu wyglądał ładnie, drewniany, podobno w dobrym stanie, ale kompletnie nie wiedziałem co to za łódki.

No i zaraz wyguglałem co trzeba. Konstrukcja z lat 30. , niemiecka, regatowa, ale też używana do turystyki. Napisałem mejla, dostałem trochę dodatkowych fotek, które mnie utwierdziły że to jest TO.  Łódka drewniana, z desek, klasyczne kształty. Niewielka, 5 m długości, no i przede wszystkim ładna z wyglądu. A przecież łódka, która jest ładna to musi ładnie pływać. Łódka była przywieziona z Niemiec przez córkę sprzedającego i parę lat była nad J. Wdzydze. Skontaktowałem się z właścicielem i poprosiłem o parę dni do zastanowienia. Gdy po kilku dniach zadzwoniłem, to się dowiedziałem, że inny zainteresowany klient właśnie wpłacił zaliczkę i łódka w sumie poszła….. Prosiłem, błagałem, ale sprzedający był twardy jak Roman Bratny. Dał mi nikłą szansę nadzieję, że klient się rozmyśli, i wtedy ok…tyle go molestowałem, że ostatecznie nawet mi powiedział, że wolałby mi ją sprzedać, bo naprawdę chciałem mieć z niej pożytek i frajdę z pływania. W sumie trochę go rozumiałem, ale w duszy byłem zły na siebie przede wszystkim. Wiadomo, okazje trafiają się tylko raz.

Nic to, popłynąłem na Nitronie na Bałtyk. Wytrzepało nas pod polskim wybrzeżem że hej.. Skończyliśmy we Władysławowie, rozwiał się wschodni silny wiatr, zrobiło się zimno i paskudnie strasznie. Zaraz po powrocie zadzwoniłem do „mojego Pirata”. Sprzedany, pojechał..zresztą też do Warszawy…ale byłem zły…. Jak się okaże jeszcze, że będzie pływał na Zegrzu to całkiem mi się humor zepsuje… Ale od tego momentu coś się zaczęło dziać. Przeczytałem wszystko, co nie było w barbarzyńskim języku kraju pochodzenia łódki o tej łódce… niewiele tego było…Po polsku prawie wcale, po anglijsku nieco…Wczytywałem sie w niemieckie fora, strony; tłumaczyłem na ludzki język słowa typu: messbrief, rumpf, klaprudder, vorhanden, segel, gerlahten, Schwert, Gertruda Sturchendupen, poznawałem kultowe dla niemieckiego żeglarstwa nazwy jak Abeking & Rasmussen, Yachtwerft Berlin. Proste opisy na niemieckim ebayu potrafiłem nawet rozszyfrować. Śledziłem wszelkie ogłoszenia w necie (głównie niemieckie) o tych łódkach. Przeglądałem strony o Piratach.

Polubiłem te łódki, mimo że żadnej na żywo nigdy nie widziałem. Ale wiedziałem już że to jest właśnie taka łódka – do weekendowego pływania, do zabawy, do poszlajania się po małych jeziorkach, rzekach. Nie mam zacięcia regatowego, i ten regatowy sznyt Pirata trochę mi nie leżał, ale …jakoś to będzie :))). W międzyczasie przeczytałem po raz kolejny „Na małych jachtach wśród piaszczystych ławic” Maurice Griffitthsa, i urzekła mnie po raz kolejny perspektywa niespiesznej włóczęgi pod żaglami po zakolach, odnogach, rzekach, jeziorkach.  Wydawało mi się że Pirat będzie dobrą łódką..

Najciekawsze strony, które przy okazji odkryłem:

Na jesieni 2008 zacząłem śledzić niemieckie ogłoszenia. Na ebayu, i tak ogólnie w necie. Okazało się, że trochę tego jest. Albo odrestaurowane, w dobrym stanie i ślicznie wyglądające – w cenach ok 2 tys EUR i więcej ;(( albo w „różnych, zwykle niskich stanach stanów średnich”.

W każdym razie było tego sporo. Nie miałem odwagi jeszcze podejmować decyzji kupna, rozglądałem się, pisałem mejle. Napisałem ogłoszenie o chęci kupna takiej łódki na niemieckiej stronie klasy Pirat. Tej korespondencji wykonałem całkiem sporo. Zacząłem korespondować z jakimiś armatorami Piratów na zbyciu. W listopadzie 08 znalazłem ogłoszenie o Piracie z 1960 roku, dość daleko od nas, bo w Essen, wystawiony za 390 EUR. Zaciekawiła mnie cena, właściciel przysłał zdjęcia, ale one tłumaczyły cenę. Zdjęcia wnętrza łódka pokazywały że była ona już trochę zapuszczona ( tak  przynajmniej ja jako całkowity lajkonik w tej kwestii to widziałem). W korespondencji właściciel przekonywał że drewniana łódka zawsze wymaga
trochę pracy, także i ta którą on sprzedaje. Pisał, że na jednej z burt woda  przenika do środa pomiędzy plankami, że także w okolicach miecza przecieka, ale on z tym pływał ostatnie 2 lata. ..

Właściciel pisał:

the sails are not new and uses, but are still working. The main Sail (Groß) is from synthetic material, the front sail is quiet soft, but I think also form synthetic materials. If you want so sail in a sportik manner, I believe the sails should be changed sometime. The planks are o. k., but on one side water is penetrating through the joint between two planks. From inside a piece of wood (approx 30 x5x3 cm long) should be placed, so that screws are brought in place. This is not a major problem, I was sailing for two years with this situation. Some water is penetrating at the fin. However, this is not a problem either, I have not bothered to much about it. I have f ound out, that a wooden boat should be always „wet”, as otherwise the wood is shrinking. E. g. in spring, when you put the boat the first time into the water, it will leak like hell. I place it for two days in the water and the boat is nearly sinking and inside halfway full. After two days you pump the water out and the boat is fine. When it is hot in summer I usally throw some buckets of water in the boat, to keep the boat wet. Otherwise you have the same situation like in the spring.You have to cope with a little water inside the boat. At the end of a sailing trip you just take a bucket and empty the boat or leave it.
A wooden boat is some work, but fun to sail.
Many greetings

To wiedziałem, że drewniana łódka wymaga ciągłej pracy, ale chciałem się jeszcze porozglądać. Chwilę potem na moje ogłoszenie odezwała się kobieta z Berlina (blisko !) Napisała, że ma Pirata z 1957 roku, w dobrym stanie, osprzęt alu, żagle z tworzywa. Łódka jest za friko , a za maszti żagle chce 200 eur. Żeglowała nim przez 30 lat, ale już nie ma czasu i chce to komuś „oddać”.

Hello andrjez,
thank you for your mail.
yeah, that could be the boat for you. the pirat is from 1957 and in a good condition. the mast and sail are in a new style. its a 10 qm² sail boat. i send you a picture the wooden boat is for free. the mast with sail costs 250,-€.  i had much fun with this boat for 30 years. now my child and buisiness takes my time and i have no space to sail. i would like to find someone who follow the path of joy and fun.
dear britta
ps. the boat is near Berlin


Hm..pomyślałem, super. Niedaleko i niedrogo. Jeszcze wierzyłem, że jak Niemiec pisze „in good condition” to faktycznie puścić na wodę i pływać ;-)))
Napisałem szybko do niej mejla, żeby przysłała jakiekolwiek fotki, że jestem żywo zainteresowany i chętnie przyjadę. Nie odpisywała 2 tygodnie, a potem napisała, że problem z komputerem, że nie miała jak wysłać zdjęć, itp…czułem jakąś ściemę. 😉 Czy trzeba być computerfreak żeby wysłać zdjęcia ? W końcu 1 grudnia wysłała mejla, że jakiś kuzyn spod Berlina dowiedział się o tej łódce i ona mu ją oddała. I tyle było w tym temacie 😉 Dobra, pomyślałem, działamy dalej 😉

Ok. 22 grudnia znalazłem kolejne ogłoszenie o sprzedaży Pirata, też całkiem blisko polskiej granicy, za 420 EUR.

W ogłoszeniu było  napisane, że generalnie jest ok, tylko ma jakąś małą dziurę w poszyciu. Ale ze zdjęcia wyglądało że kadłub jest w bardzo dobrym stanie, drewno jasne, ładne, zdjęcia wnętrza pokazywały że nawet denniki są w jasnym kolorze, czyli nie pogniłe drewno itp. Kadłub leżał w garażu, warstwa kurzu pokazywała, że dość długo, ale drewno chyba zdrowe. Zadzwoniłem od razu. Młoda kobieta powiedziała mi że podeślą fotki, a ja wtedy napiszę swoje pytania jakie mam do łódki. Tak się umówiliśmy. Wieczorem wysłałem mejla. Dostałem fotki. Napisałem że jestem bardzo zainteresowany i swoje pytania. Brak odpowiedzi przez kilka dni tłumaczyłem Świętami. Kilka kolejnym moich telefonów i brak odpowiedzi
tłumaczyłem, że coś już nie halo ;-))

29.12 dostałem mejla
Hallo Andrzej, today I have bad news for you. The boat was saled yesterday, sorry. Thanks for your interest. I wish you and your family a happy new year. Best regards

No i zaczął się nowy rok ;)))
Kurka wodna, oni chyba chyba jednak cały czas czują jakieś antagonizmy powojenne do Polaków czy co ??? Rozumiem że Ci z DDR, ale Ci z  zachodnich Niemiec nie powinni mieć obiekcji, ktoś w końcu chce ratować stare łódeczki.

Zaczął się 2009 rok…
Znalazłem kolejne ogłoszenie zaraz na początku roku i zacząłem korespondować. Pirat pod Hamburgiem wystawiony za 700 EUR (to była górna granica mojego budżetu, ale miałem ojro kupione jeszcze poniżej 4 zł, zatem nie było to tak strasznie, poza tym wiedziałem że muszę coś urwać z tej ceny..) . Napisałem mejla. Dostałem zdjęcia. Spodobał mi się.

Drewniany osprzęt, włącznie z płetwą sterową. To mnie niesamowicie urzekło. Drewniana, nie obrotowa płetwa sterowa, co prawda ciężko się pewnie będzie pływało, a przy podchodzeniu do brzegu trzeba ją zdejmować całkiem, ale na razie mnie to urzekło, o tym nie myślałem (zawsze można przerobić ster, to nie problem). Zacząłem intensywnie pisać mejle. Dlaczego sprzedaje, co jest do zrobienia, kiedy co było robione. Młody chłopak (syn właściciela łódki) odpisywał mi rzetelnie na mejle, rozmawiałem z nim wielokrotnie przez telefon, odpowiadał mi na wszystkie pytania o łódkę, itp…Łódka miała być absolutnie szczelna, nawet przy skrzynce mieczowej, nowe żagle, naprawiany był dziób łódki, poza tym drewno nawet od środka kokpitu wyglądało ładnie….”ameryka…pomyślałem…”

W międzyczasie trafiłem na stronę o drewnianych łódkach www.drakkar.com.pl, i w ten sposób poznałem Pana Tomka Skawińskiego, szkutnika mieszkającego pod Pułtuskiem, powiedziałem mu o tych piratach. A mi długo nie trzeba, żeby z kimś się umówić ;))) zwłaszcza jak mamy rozmawiać w temacie łódek…. Przyjechałem do niego do szkutni. Pokazałem fotki, opowiedziałem wszystko co i jak. Widziałem, że mu się oczy zaświeciły do mojego pomysłu.;-). Lubi drewniane łódki, czuje temat, sam pisze na swojej stronie „Ratujmy drewniane jachty, one mają duszę”. Ustaliliśmy co jeszcze mam zapytać „mojego Niemca”, napisałem mejle, dzwoniłem, rozmawiałem. Kolejne fotki jakie dostawałem przesyłałem Panu Tomkowi do fachowej oceny. Bardzo mi na tym zależało, bałem się bowiem strasznie sytuacji, że zrobię 600 km w jedną stronę, a na miejscu okaże się że kicha jakaś, gnój i szambo…(no, ale jak się okaże potem, nawet najszczersze chęci i zapobiegliwość mogą przewrotnie człowiekowi ułożyć życie ;)))

Pan Tomek poprosił mnie o znalezienie drugiego Pirata (to pojedziemy razem po dwa, będzie łatwiej i taniej). Spodobało mi się że zapaliłem go do takiej łódki, mi się też one coraz bardziej zaczęły podobać ;-)) Bardzo mi się zaczęły podobać. Znalazłem kupę ciekawych stron (niestety w barbarzyńskim języku) poświęconych tym łódkom, i zobaczyłem jaką estymą są traktowane w Niemczech.

http://www.holzpirat.org/

Miałem wrażenie, że one dla Niemców, są tym czym dla nas stara klasyczna słomkowa Omega. Tylko u nich wiele starych Piratów jest restaurowanych, ratowanych, wyglądają pięknie, pływają, i dają dużo frajdy właścicielom (jak każda zresztą łódeczka).

Napisz odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie widoczny. Wymagane pola są zaznaczone *