Wyjazd po łódkę (14-15.03.2009)

Wcześniej tez na naszym forum (www.sailforum.pl) zapytywałem o dach nad łódką. Wynikało to z tego, że spędziłem wcześniej ponad 2 tygodnie jeżdżąc po najdziwniejszych miejscach w Warszawie …bez skutku. W końcu Szefo, Fromel powiedział mi „napisz…zobaczysz Sailforum to potęga” , i   tym sposobem dzień po moim poście miałem miejsce w hali u Sigi… W ten sposób poznałem w realu Sigę i wiedziałem że mam dach nad głową ;)) Znaczy ten Pirat ma mieć ;-)))

Wcześniej też namierzyłem przyczepkę w wypożyczalni, sprawdziłem czy działa, że styki na kablach łączą i światła świecą. Zarezerwowałem ją na 2 dni.
Moja corolka, mój brat i ja, herbata w termosie, torba kanapek i plan żeby szybko obrócić w te i nazad. Łódka 50 km za naszą granicą, w kierunku na Zieloną Górę. Pobudka o 3 w nocy, o 4 byliśmy już po „śniadaniu” i w drodze. Najpierw w kierunku na Łódź, potem autostradą A1 do Poznania, potem na Zieloną Górę, i do granicy. Jechało się super. Sucho, pusto, szybko. Okazało sie, że z taką lekką przyczepką jedzie się jakby jej wcale nie było…. Pogoda dopisywała i o 13.00 byliśmy już w tej wiosce gdzie mieliśmy być. Niemiec po nas gdzieś tam podjechał i popilotował na swoją posesję.  Zajechaliśmy prosto pod łódkę i  mój brat jeszcze w samochodzie powiedział „Ty, jaka fajna ta łódeczka”.

Fakt, stała otaklowana,  maszt, wanty, wszystkie fały i szoty pozakładane. Nawet bras do spinakera ! Dla mnie to było trochę dziwne, ale właściciel  powiedział, że chciał mi pokazać jak te wszystkie liny są  prowadzone. Ok, niech będzie. Popukałem w burtę z miną znawcy i zajrzałem do kokpitu.

Podniosłem gretingi (ładne), właziłem gdzie się da…i popatrzyłem na skrzynię mieczową. Zbudowana z desek…Górne jasne, dolne ciemne.  Przycisnąłem kciukiem jedną z dolnych desek i palec przeszedł mi na wylot !!!. O (tu posypały się różne słowa, na k. ch. j. w. …u ..itd;)))) .

Skrzynia była spróchniała całkowicie, tylko górne deski było ok, ale wyglądało to tragicznie… Na szczęście deski poszycia przy skrzynce były całkiem OK, inne wszelkie deski też… Łódka wydawała się być w całkiem niezłym stanie, poza tą skrzynią… Pokazałem to memu bratu i powiedziałem „wracamy !”. Nie..trochę inaczej było ;-))…

Niemiec na moje spostrzeżenie, że „szwertkasten is shit” jakby się dopiero obudził, jakbym mu amerykę pokazał za jego domem… Zajrzał z  niedowierzaniem „co ten Polaczek tu znalazł”. O….łódeczka ma kuku a wczoraj jeszcze nie miała ;((( a to pech…No i co tu robić.. Stwierdziłem, że  pierwsze co mogę zrobić to „telefon do przyjaciela” Już nie liczył się roaming, trza było działać. Pan Tomek, na mój opis sytuacji i pytanie „gdyby przyszło się Panu wykonać nową skrzynię mieczową to ile ??? Ok 2 tys, ale dopiero na jesieni, bo wcześniej się za to nie zabiorę (na własne siły i możliwości nie liczyłem wtedy jeszcze)….przeliczyłem, no właśnie…500 ojro. A przecież miał być tylko lakier.  Na moje pytania do Niemca „przecież pisałeś że jest ok, pytałem przez telefon” Niemiec nic nie odpowiadał. „Nie zauważyłem, było ok”, plątał się i udawał głupiego…Pytam kto pływał na tej łódce – odpowiedź „ja ” i co kiedy ostatnio, nie widziałeś ???? No nie…Takie pierdzielenie…

mejl ze stycznia:
Hallo Andrzej, thank you for your mail. Das Boot ist in gutem Zustand. Alu-Mast, Edelstahlschwert, Alu-Klappruder, Segel wie neu. Schwertkasten ist o.k. Leider kein Trailer,Slipwagen vorhanden. Gruß Uwe.

schwertkasten – skrzynia mieczowa (przypis mój, tłumacza ;)))
W każdym razie ja byłem załamany. Tzn. wiadomo, wszystko da się zrobić, ale ja nie takiej łódki szukałem i nie po taką jechałem. Ja chciałem w tym  roku pływać, a nie majsterkować całe lato w takim stopniu. Nie mam dwóch lewych rąk, ale to nie jest robota na 3 tygodnie czy miesiąc, jak się pracuje do 18 i ma wolne weekendy tylko…Pewnie, że da się zrobić, ale trzeba narzędzia, stolarki trochę do zrobienia jest i jest to dość precyzyjna robota szkutnicza… Fuck, karwa jego raz..! Naprawdę byłem tak wk…ny że dawno nie byłem…ale co zabiję go ?? co to da ? łódka się od tego nie naprawi.  Poza tym 600 dla niego + 500 za skrzynkę, to się robi całkiem inna kasa…na taką nie byłem gotowy…za taką to już można dużo lepszego Pirata było znaleźć..

Wygarnąłem Niemcowi cały temat…że napierdzielamy 600 km w jedną stronę, że 9 godzin w samochodzie, że gdybym wiedział to bym po prostu nie jechał…a on mi pokazuje gówno. Bo nie o takie coś mi chodziło… No dobra, widać było że jest zakłopotany tym wszystkim…. Ja się naradzam z   bratem…mówię że wracamy, że bez sensu. Ile można mu dać? 50 Euro ?…Stwierdzamy, że zaproponuję różnicę między ustaloną ceną a szacowanym kosztem skrzyni, czyli 100 euro… Jak się zgodzi za 100 to bierzemy, bo przyczepkę i tak mamy, to co będziemy wracać na pusto…;)))

No i zaczynam z nim rozmowę w tym stylu: „Nie wiem ile kosztuje u was zrobienie nowej skrzyni, ale jest to ręczna robota w drewnie i pewnie sporo. U nas w Polsce ok 500-600 euro, u was pewnie więcej. W takim stanie łódki nie sprzedasz, musisz ją naprawić. Masz na to czas ? (wiedziałem że nie będzie miał ).Jak chcesz dam Ci 100 EURO i zabieram, a jak nie to wracamy zaraz do domu, bo droga daleka. Jak nie zgodzisz się na taką kasę to będziesz miał dalej problem pod domem, a jak ok, to ja ją zabieram i to ja będę miał dalej problem….”

„To ja muszę pójść pogadać z żoną”….

Uwe, właściciel łódki poszedł do domu naradzić się z żoną. Zniknął na jakieś 10 minut, a po tym czasie wraca. Z miny nic się nie dało wyczytać. Za nim szła Helga. Jak ją zobaczyłem to wiedziałem, że inaczej się nie mogła nazywać :)). Podeszła do nas, powiedziała coś w rodzaju „guten tag” i fachowym okiem zaczęła oglądać skrzynię mieczową w łódce…..

Helga pooglądała skrzynkę, wsadziła palec między spróchniałe deski i coś poszwargotwała z mężem, pewnie coś w stylu „że to faktycznie takie kuku i ta łódka nie jest więcej warta ?”.

No i po tej krótkie wymianie zdań z mężem, On powiedział „Ok, niech będzie 100 euro”.

I potem już była zwykła żmudna robota, zdejmowanie całego osprzętu, linek, itp, układaniem tego w aucie, mocowanie wszystkiego pasami, taśmami itp.  Podpisaliśmy Umowę, dałem mu kasę i dokładnie o godzinie 15 (czyli po 2 godzinach od przyjazdu) wyjechaliśmy. Jechało się rewelacyjnie. Łódka  na przyczepce leżała super, mocno związana pasami, na autostradzie jechaliśmy ok. 100km/h, i równo ok godz. 24.00 zostawiliśmy przyczepkę z łódką w hali u Sigi. A o 01.00 już mogliśmy iść spać. Także cała podróż dom-dom zajęła nam ok 21 godzin.

Napisz odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie widoczny. Wymagane pola są zaznaczone *