Część 5. Nowe miejsce, nowe życie

Od ostatniej mojej wizyty na jachcie Ojciec Bogusław minął ponad rok. Byłem ciekawy jak postępuje budowa, kto przy nim pracuje i kiedy jacht znajdzie się na wodzie. Bezpośrednim pretekstem do spotkania z kpt. Waldemarem Rzeźnickim była dostawa farb Oliva do malowania kadłuba jachtu.

Jak się okazało, przez ten czas zmieniło się bardzo dużo….

Władze Zakonu Posługujących Chorym (Ojcowie Kamilianie), którego członkiem był nieżyjący już ojciec Bogusław Paleczny, pomysłodawca i inicjator budowy jachtu, postanowiły w pewnym momencie zakończyć projekt. Nie można nigdzie znaleźć wytłumaczenia tej decyzji, nie zna jej także kapitan Waldemar Rzeźnicki, który po śmierci Ojca Bogusława Palecznego w 2009 roku kontynuował budowę. Można się domyślać, że po prawie 10 latach i – być może –  braku perspektyw szybkiego zakończenia tej budowy po prostu postanowili się go pozbyć.

kpt. Waldemar Rzeźnicki

kpt. Waldemar Rzeźnicki

Z Ursusa musieliśmy się wynieść, ponieważ 8 marca 2018 roku, Kamilianie na sesji wyjazdowej rady zawiadomili mnie, że kończą projekt „jacht” – powiedział kapitan Waldemar Rzeźnicki, gdy go odwiedziłem w lipcu bieżącego roku. Angaż kapitana, zgodnie z umową o pracę, miał być zlikwidowany w trakcie 3 kolejnych miesięcy. Waldemar Rzeźnicki doszedł do wniosku, że lata pracy przy budowie statku nie powinny być zmarnowane.

Poza tym, coś się chyba wypaliło w tamtym miejscu. Od jakiegoś czasu czuło się, że tamtejszy klimat przestaje służyć kontynuacji budowy. Coraz mniej ludzi było delegowanych i chętnych do pracy, a w marcu 2017 roku zostałem praktycznie sam z jachtem – wspomina. Był marazm. W międzyczasie kilku pracowników po prostu odeszło z tego świata. Umarł Sławek Maćkula, pan Edek.

Znając plany zakonu kpt. Rzeźnicki zwrócił się do jego władz o przekazanie jachtu fundacji, która chciała kontynuować zapoczątkowany 11 lat wcześniej projekt. Ojcowie Kamilianie, po miesiącu zastanawiania się wyrazili zgodę na takie rozwiązanie. We wrześniu 2018 roku została zarejestrowana Fundacja im. Ojca Bogusława Palecznego. Fundacja nie ma własnych środków z wyjątkiem drobnych datków, które pozyskuje od sponsorów. Jej prezesem jest Waldemar Rzeźnicki, całym sercem oddany budowie jachtu.

Nocą 24 listopada 2018 roku ważący ok. 34 tony kadłub został przetransportowany z Ursusa na teren Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego na Żeraniu. Przejechanie 18-kilometrowego odcinka trasy S8 zajęło 1,5 godziny. Najwięcej troski przysporzyło przejechanie pod warszawskimi wiaduktami. Trzeba było ściąć słupki relingów, a mimo tego prześwit między ładunkiem a jednym z wiaduktów wynosił jedynie 4 cm. We wczesnych godzinach rannych kadłub jachtu stanął w nowym miejscu.

Sceneria, w której obecnie przebywa jacht jest całkiem inna niż ta w Ursusie. Wokół jachtu panuje klimat stoczniowy. Hale magazynowe, warsztaty a w nich spawacze, monterzy, fachowcy od tego co na wodzie. Co prawda Przedsiębiorstwo Budownictwa Wodnego nie ma nic wspólnego z przemysłem stoczniowym, zajmuje się budową tam na Wiśle,  ale klimat do budowy jest znacznie lepszy niż w Ursusie. Wokół dźwigi, barki, holowniki. Kilkadziesiąt metrów dalej pluska woda Kanału Żerańskiego.

W nowym miejscu było początkowo zimno. Nie tylko przez pogodę – mówi kapitan Rzeźnicki. Sąsiedzi i gospodarze patrzyli na nas nieco badawczym  wzrokiem. Teraz nasze stosunki układają się doskonale. Tu pracują ludzie zajmujący się sprzętami pływającymi. Fachowcy od silników, specjaliści od żeglugi na Wiśle, kapitanowie, którzy po niej pływają zawodowo. Być może jeden z nich będzie naszym pilotem w rejsie do Gdańska.

Zaplecze robocze jakim obecnie dysponuje kapitan i jego pomocnicy nie jest zbyt komfortowe. W dwóch niewielkich blaszakach są magazyny lin, bloków, arkuszy sklejki, wszystkiego co już wykonane, zgromadzone a będzie kiedyś zamontowane na jachcie. Kolejny mały blaszak to warsztat narzędziowy, stół montażowy i zaplecze socjalne.

Przy budowie pozostało kilku najbardziej wytrwałych wolontariuszy. Jest pan Sławek, od wielu lat związany z jachtem, pan Staszek, i jeszcze jeden, pieszczotliwie nazywany przez wszystkich Pimpkiem. Wcześniej byli mieszkańcami schroniska dla bezdomnych w Ursusie (poza Pimpkiem). Teraz są usamodzielnieni, mieszkają gdzieś na mieście. Wspólnie radzą sobie w życiu. Przy jachcie zostawili swoją duszę, i wciąż urabiają sobie ręce po łokcie. Jak mówią nie mogą odejść od jachtu i swojego Kapitana. Jest ich niewielu, a pracy jeszcze sporo. Wielką niespodzianką było poznanie pracujących przy jachcie trzech Japończyków z Osaki. Są artystami, performerami, przebywają w Polsce na zaproszenie Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Praca w stoczni jest dla nich nowym doświadczeniem i inspiracją do własnych działań artystycznych.

W międzyczasie umarł Sławek Maćkula, umarł Edek, ja też się mocno zestarzałem. Już nie wbiegam po trzy stopnie na schodach do góry, ale po dwa… uśmiecha się trochę refleksyjnie Pan Waldemar. Ale tutaj, ponownie dostaliśmy kopa do dalszego działania. Jak koń ostrogami.

Biuro kierownika budowy znajduje się na rufie jachtu. Na ścianach kabiny obrazki, plakaty, szkice przeniesione z poprzedniego biura. Miedzy nimi terminarz wszystkich działań. Przypomina, że wiosną 2020 roku jacht ma być zwodowany i ruszyć Wisłą do Gdańska.

Jeśli chodzi o bieżące prace to najwięcej dzieje się wewnątrz jachtu. Jest zapas sklejki, drewna, wykładziny, czyli materiały na drewnianą zabudowę. Powstają pierwsze koje i szafki. Zrobiony jest dopływ powietrza, które będzie spalane przez silnik. Jak mówi kapitan, potrzebuje on 16 m3 powietrza na minutę pracy. Dlatego powstało coś takiego jak żaluzja z odkraplaczem. To jest taka „chwytnia powietrza” na każdej burcie.

Zgodnie planem prac, latem powinien być położony wał śrubowy pod podłogą za silnikiem i zamontowana śruba napędu pomocniczego. W najgorszym wypadku, gdyby się nie udało, zawory w dnie jachtu będą na razie zaśrubowane. Musi też zostać osadzony trzon sterowy, który jest już gotowy. Latem jacht ma być pomalowany. Dno będzie czerwone, burty granatowe z białym paskiem dla dekoracji. Pokład w kolorze popielatym.

Te rzeczy są niezbędne by móc zwodować jacht. Wszystkie dalsze prace mogą być kontynuowane po wodowaniu. Jak mówi kapitan Rzeźnicki, być może pierwsze próby dla Polskiego Rejestru Statków będą mogły być zrobione jeszcze na kanale, na słodkiej wodzie. Podobnie pierwsze próby żeglowania na silniku. Kapitan Rzeźnicki przygotowuje już plan rejsu Wisłą do portu w Górkach Zachodnich k. Gdańska, ponieważ koszt przewiezienia jachtu transportem lądowym byłby olbrzymi.Zgodnie z projektem, jacht powinien mieć zanurzenie 1,60 m, co dla tej wielkości jednostki jest niezwykle mało. Jeśli w marcu przyszłego roku, wodowskaz warszawski pokaże stan wody 3-4 metry,  to przy wysokiej wodzie, płynąc wraz z falą wezbraniową jacht powinien pokonać wszystkie przeszkody po drodze do Gdańska.

Tekst powstał przy współpracy z producentem farb jachtowych – firmą Teknos-Oliva.