Końcowa ocena Pana Tomka odnośnie tego Pirata spod Hamburga po obejrzeniu przeszło 20 różnych zdjęć łódeczki, jakie zostały zrobione na moją prośbę była „nie jest źle – brać !”. Zadzwoniłem zatem od razu do mojego Niemca „Moritz, mamy deal, biorę łódeczkę, cena OK, w końcu stanęło na 500 EUR), tylko poczekajmy na lepszą pogodę”. Wycofaj ogłoszenie z netu, jak chcesz mogę nawet jakoś wysłać zaliczkę (co prawda nie wiedziałem jak to zrobić, ale tak powiedziałem). Wysłałem mu nawet wzór umowy, jak chce to możemy faxem przesłać podpisane. Powiedział, że OK, rozumie, poczeka. Bo faktycznie u nas zima, w każdym razie ślisko, mokro i pogoda nie na taką drogę. Nigdy nie jeździłem z lawetą (nawet lawetką) a moja czerwona Corweta 1.3 L (inni mówią na nią „corolka”) nie wiem jak będzie się sprawować w takiej trasie 😉
W międzyczasie szukałem drugiego Pirata dla Pana Tomka. Znowu ebay, ogłoszenia, mejle, telefony itp…W końcu znalazłem, okazało się że ogłoszenie o tej łódce miałem w ulubionych jako jedno z pierwszych założone, ale nie zwracałem na nie uwagi z dwóch powodów: łódka miała aluminiowy osprzęt a szukałem w pierwszej kolejności drewna, poza tym była wystawiona za 999 EUR.
I napisałem do sprzedającego zaczepnego mejla (aha, ogłoszenie wisiało od czerwca 2006, czyli już długo…) pytając, czy 700 EUR to jest temat do rozmowy dla niego ? Odpisał że tak. Zatem kolejne mejle z pytaniem o stan, fotki, co było robione przy łódce i kiedy, co jego zdaniem trzeba by zrobić przed sezonem itp…Dostałem info, że łódka „ist segelklar”, tylko lakier un deck do zrobienia nowy, no bo faktycznie było widać na fotkach że jest brzydki pokład , łuszczy się, trochę poczerniały, itp…. Ok. Łódka była na południu Niemiec w kierunku na Zieloną Górę, ale tylko 50 km od naszej granicy… I tak targowałem tą łódkę dla znajomego już szkutnika, gdy dostaję mejla od „mojego Moritza” że ociec się rozmyślił, i nie sprzedaje już tego Pirata.
hi andrzej,
my father told me that he wants to build an icesailer and he bougth skids. so i have to tell you that you can’t buy the pirat anymore (the boat is sawed up last yesterday).
No, żesz się ..jego mać …..Niech se pływa, hitlerjugend jeden, ale poleciało w mejlu do niego jeszcze trochę ode mnie piorunów….. No i co tu robić Droga Redakcjo…. I tak jedyny Pirat który pozostał w sferze zainteresowania to był ten, który miał być dla znajomego szkutnika.
Zadzwoniłem więc do Pana Tomka, że niestety, ale po prostu to ja się będę brał za tę łódkę i zobaczymy.. Zrozumiał, podesłałem fotki jakie dostałem od właściciela…Na zdjęciach wyglądał naprawdę nieźle wręcz „bezinwestycyjny”. Mahoniowy kadłub, trochę zdarta (a nawet mocno) sklejka na pokładzie, bardzo bogaty osprzęt. Prawie nowe (2-letnie żagle wraz ze spinakerem), szyny foka, rejsbelka z szyną do talii grota, pasy balastowe, miecz ze stali nierdzewnej…Nieźle to wyglądało, łódka pływała w regatach. Zanim się zacząłem targować wypytywałem o wszystkie zagadki tego egzemplarza…co było i kiedy robione, co jego zdaniem trzeba zrobić, kiedy ostatnio pływała, dlaczego sprzedaje..
Wyglądało to tak, że człowiek pracuje w zachodnich Niemczech, 400 km od domu, przyjeżdża na weekendy. Nie ma czasu na pływanie i zajmowanie się łódką. Łódka nie pływała drugi sezon, stała na kobyłkach przy domu. Wg właściciela wszystko na niej było OK, tylko lakier na pokładzie do zrobienia na nowo… Tak mi pisał w kolejnych kilku mejlach, o tym rozmawialiśmy przez telefon. Cena była 700 EUR. Pogoda cały czas nie dopisywała, naprawdę było a to ślisko, a to deszczowo, a to znowu jakiś mróz…. W tygodniu nie mogłem sie do niego wybrać, bo go nie było w domu, a w weekendy właśnie ta pogoda nie dopisywała.. Dlatego co raz do niego dzwoniłem „Uwe, w ten weekend nie dam rady…za tydzień…” Wreszcie przyszła troszkę wiosenna pogoda ( weekend targów WiW) i przymierzałem się do wyjazdu. Trochę żal mi było targów, ale bałem się że za tydzień znowu coś wypadnie, albo pogoda będzie pod psem, albo co innego..a czas leciał…. W końcu dwa dni przed terminem dzwonię do Niemca „przyjeżdżam w sobotę, ale jak się zgodzisz na 600 EUR” . Zgodził się, urwałem stówę, i byłem już w pełni zadowolony 😉 Tak mi się przynajmniej wydawało. ;-))