Przeprowadzka

W maju 2017 roku wreszcie przyszedł czas na zrobienie konkretnego ruchu z Piratem. Miałem długo czasu na przemyślenia i w głowie przez ten czas tworzyły się różne scenariusze wydarzeń, które się mogły zadziać z łódką. Był nawet taki, że może warto się jej pozbyć , bo nie będę miał czasu ani jej remontować, ani na niej pływać. Tak, nawet taki. Wynikał on głównie z tego powodu, że kompletnie nie miałem pomysłu i jakiegoś widoku, gdzie ją mam trzymać w Gdańsku i gdzie pływać. Szukałem miejsca przede wszystkim, gdzie ją trzymać na czas remontu. Znowu ten sam temat jak 10 lat temu. Żeby to miejsce nie było gdzieś strasznie daleko, idealnie żeby pod dachem… Znowu jeżdżenie po różnych placach, zaułkach, firmach, pytanie , szukanie.  I wreszcie znowu niezawodny FB, kiedy po jednym zapytaniu na grupie żeglarskiej w Trójmieście okazało się że jest miejsce. W Gdańsku, przy warsztacie szkutniczym, stolarskim, u szkutnika zafascynowanego drewnem, starymi jachtami, remontującego własne dwa morskie stare drewniane jachty. Czyli „Jachtówka” Marcina Bławata, zwanego przez znajomych „Jezusem”.  Rozmowa przez telefon, potem pojechałem. Dogadaliśmy się w kilka minut. „Przywoź tę łódkę, miejsce się znajdzie. Może nie w hali, ale idzie lato i na razie nie pada”.  No i tak to się zaczęło.

Pojechałem do Warszawy i zaczęło się pakowanie.

Po kilku latach leżenia pod plandeką łódka nie wyglądała dobrze. Trochę się obawiałem, czy dam radę ją ogarnąć i doprowadzić do porządku, ale zakładałem że to nie musi się wszystko zadziać w tym sezonie..

Wielki mój przyjaciel Zbyszek, u którego na podwórku pirat leżał przez kilka lat. Myślę, że się w sumie chyba ucieszył, że robię porządek z łódką, i że on wreszcie będzie miał porządek na trawniku 😉

Wreszcie na nowym miejscu. Teren szkutni „Jachtówka” niedaleko mostu Siennickiego w Gdańsku. Miejsce przepełnione klimatem starych drewnianych jachtów, tradycyjnego szkutnictwa.

I szybko , przepełniony zapałem zacząłem remont. Zwłaszcza, że żeby zacząć coś budować to najpierw trzeba zniszczyć. Czyli szlifowanie dna, oderwanie listew odbojowych, które były w złym stanie. Po ich oderwaniu odsłoniły się krawędzie burt które niestety wydawały się nieco „miękkie” mimo że to mahoniowe deski. Okazało się że leżąc do góry dnem, listy odbojowe zatrzymywały śnieg, wodę, wilgoć na sobie i to przez dłuższy czas robiło swoje niszcząc burty. Dlatego pierwszym zadaniem było to wszystko dobrze wysuszyć.

Pokład nie wyglądał dobrze, sklejka w wielu miejscach była rozwarstwiona i wiadomo było że trzeba będzie wymienić. Ale najpierw miałem robić dno i burty.

Napisz odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie widoczny. Wymagane pola są zaznaczone *